Once Upon a Time in the Wild Wild West
- Godlik
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Warszawa
- Auto: GT'99 jest i zawsze będzie; OBK był, Legacy było, była Skoda, jest BMW :)
- Polubił: 18 razy
- Polubione posty: 83 razy
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
A to jednak ktoś to czyta...?
Mam straszny kocioł w robocie. Ale nadrobię
Mam straszny kocioł w robocie. Ale nadrobię
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
No pewnie. Chłopie takie zdjęcia!
„Zawsze dotrzymuj słowa, nie kupuj rzeczy mielonych, bo pakują do nich również śmiecie, i nie oglądaj genitalnej pornografii, bo nabierzesz wzgardy wobec wszystkich kobiet, także wobec dam”
a
"Powaga zabija powoli"
a
"Powaga zabija powoli"
- Godlik
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Warszawa
- Auto: GT'99 jest i zawsze będzie; OBK był, Legacy było, była Skoda, jest BMW :)
- Polubił: 18 razy
- Polubione posty: 83 razy
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
DZIEŃ 7
Moab jest mekką off-roadowców i jest ich tutaj pełno. Wokół miejscowości są specjalne oznakowane trasy, na których mogą się wyszaleć. Kupujesz całodniowy bilet wstępu i jazda. Liczba samochodów terenowych jaka tu jeździ jest imponująca. Większość z nich nie ma nic wspólnego z serią, są mocno poprzerabiane. Żadne popierdółkowate SUVy. Króluje oczywiście Jeep Wrangler. A jeżeli ktoś nie ma swojego, a chciałby spróbować off-roadu, ma do wyboru do koloru wypożyczalni, z kierowcą (w formie wycieczki) lub bez. Do tego quady, motocykle i rowery za grubą kasę - Specialized, Kona, inne marki których nie znam, ale wyglądające drogo... - większość nie przypięta wcale, lub tylko jakąś cienką linką... Nie do pomyślenia u nas
Generalnie Moab to kompletne przeciwieństwo miasteczek w biednej Arizonie. Tu się odpoczywa 'na bogato', z odpowiednio drogimi zabawkami.
W okolicy zakole Colorado i Dead Horse Point oraz jeden z symboli Utah, czyli 'uki' (łuki), które można obejrzeć w Arches National Park.
https://goo.gl/photos/Bm8KdrFkS8VdPQT48
Moab jest mekką off-roadowców i jest ich tutaj pełno. Wokół miejscowości są specjalne oznakowane trasy, na których mogą się wyszaleć. Kupujesz całodniowy bilet wstępu i jazda. Liczba samochodów terenowych jaka tu jeździ jest imponująca. Większość z nich nie ma nic wspólnego z serią, są mocno poprzerabiane. Żadne popierdółkowate SUVy. Króluje oczywiście Jeep Wrangler. A jeżeli ktoś nie ma swojego, a chciałby spróbować off-roadu, ma do wyboru do koloru wypożyczalni, z kierowcą (w formie wycieczki) lub bez. Do tego quady, motocykle i rowery za grubą kasę - Specialized, Kona, inne marki których nie znam, ale wyglądające drogo... - większość nie przypięta wcale, lub tylko jakąś cienką linką... Nie do pomyślenia u nas
Generalnie Moab to kompletne przeciwieństwo miasteczek w biednej Arizonie. Tu się odpoczywa 'na bogato', z odpowiednio drogimi zabawkami.
W okolicy zakole Colorado i Dead Horse Point oraz jeden z symboli Utah, czyli 'uki' (łuki), które można obejrzeć w Arches National Park.
https://goo.gl/photos/Bm8KdrFkS8VdPQT48
- Godlik
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Warszawa
- Auto: GT'99 jest i zawsze będzie; OBK był, Legacy było, była Skoda, jest BMW :)
- Polubił: 18 razy
- Polubione posty: 83 razy
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
DZIEŃ 8
Moab był najbardziej wysuniętym na wschód punktem naszej wycieczki. Już tylko kawałek do granicy z Utah z Kolorado. Co ciekawe, przypadkiem wyczytałem w warunkach wypożyczenia samochodu, że mogę się nim poruszać tylko po Kaliforni, Arizonie, Utah i Nevadzie. Gdybym chciał przejechać dalej, za każdą milę skasowaliby mnie na 0,5$.
Z Moab udaliśmy się do Kanab. Zajęło nam to praktycznie cały dzień, ale ta trasa była wyjątkowo malownicza. Po drodze minęliśmy Capitol Reef National Park, a potem skręciliśmy w UT-12, gdzie wspięliśmy się na 3 tys. mnp. I tu zaskoczenie, bo było jeszcze sporo śniegu.
A na koniec Bryce Canyon. Nie-sa-mo-wi-ty. Tu nie ma co pisać, to trzeba zobaczyć (choćby na zdjęciach).
Na jednym ze zdjęć jest Jeep holowany przez autobus. To bardzo częsty widok na ichniejszych autostradach - osobówki, SUVy, małe terenówki na sztywnym holu za autobusami, kamperami i większymi pickupami (oczywiście w tym drugim samochodzie nie ma kierowcy).
Trasa:
https://goo.gl/maps/HkVVhiAWjaD2
i zdjęcia (tym razem jest ich dużo więcej, ale naprawdę ciężko było je wybrać):
https://goo.gl/photos/zqRVM1ageXZWQvwJ6
Moab był najbardziej wysuniętym na wschód punktem naszej wycieczki. Już tylko kawałek do granicy z Utah z Kolorado. Co ciekawe, przypadkiem wyczytałem w warunkach wypożyczenia samochodu, że mogę się nim poruszać tylko po Kaliforni, Arizonie, Utah i Nevadzie. Gdybym chciał przejechać dalej, za każdą milę skasowaliby mnie na 0,5$.
Z Moab udaliśmy się do Kanab. Zajęło nam to praktycznie cały dzień, ale ta trasa była wyjątkowo malownicza. Po drodze minęliśmy Capitol Reef National Park, a potem skręciliśmy w UT-12, gdzie wspięliśmy się na 3 tys. mnp. I tu zaskoczenie, bo było jeszcze sporo śniegu.
A na koniec Bryce Canyon. Nie-sa-mo-wi-ty. Tu nie ma co pisać, to trzeba zobaczyć (choćby na zdjęciach).
Na jednym ze zdjęć jest Jeep holowany przez autobus. To bardzo częsty widok na ichniejszych autostradach - osobówki, SUVy, małe terenówki na sztywnym holu za autobusami, kamperami i większymi pickupami (oczywiście w tym drugim samochodzie nie ma kierowcy).
Trasa:
https://goo.gl/maps/HkVVhiAWjaD2
i zdjęcia (tym razem jest ich dużo więcej, ale naprawdę ciężko było je wybrać):
https://goo.gl/photos/zqRVM1ageXZWQvwJ6
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
To chyba nie koniec?
„Zawsze dotrzymuj słowa, nie kupuj rzeczy mielonych, bo pakują do nich również śmiecie, i nie oglądaj genitalnej pornografii, bo nabierzesz wzgardy wobec wszystkich kobiet, także wobec dam”
a
"Powaga zabija powoli"
a
"Powaga zabija powoli"
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
Ok. Bo sie juz wystraszyłem.
„Zawsze dotrzymuj słowa, nie kupuj rzeczy mielonych, bo pakują do nich również śmiecie, i nie oglądaj genitalnej pornografii, bo nabierzesz wzgardy wobec wszystkich kobiet, także wobec dam”
a
"Powaga zabija powoli"
a
"Powaga zabija powoli"
- Godlik
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Warszawa
- Auto: GT'99 jest i zawsze będzie; OBK był, Legacy było, była Skoda, jest BMW :)
- Polubił: 18 razy
- Polubione posty: 83 razy
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
DZIEŃ 9
W Kanab tuż obok naszego motelu znajdował się sklep z bronią. Zwykły, niepozorny, tuż obok innych z pamiątkami, magnesami i innym chińskim badziewiem (na nie-chińskim są zawsze nalepki w stylu 'proudly made in USA'). W środku do wyboru-do koloru. Broń długa, krótka, wszystko na wyciągnięcie ręki. A naboje normalnie jak u nas czekolada na półce w markecie. Niestety nie miałem okazji dokładnie pomacać, bo raz że nam się śpieszyło, a dwa że właściciel ze znudzoną miną jak sam przyznał 'ciągle słyszy od Europejczyków, że u nich takich sklepów nie ma'. No nic, pojechaliśmy dalej. W ogóle takich sklepów jest tam sporo, często są myśliwsko-rusznikarsko-wędkarskie. Kilkukrotnie widziałem też ludzi na ulicy z bronią 'dyskretnie' schowaną za paskiem.
W okolicy miejscowości Page (kawałek od Kanab, ale znowu trzeba wjechać do Arizony co oznacza zmianę czasu - popieprzone to nieco i można się pogubić, zwłaszcza że granica na mapie biegnie poziomo...) znajdują się dwa kaniony - Lower i Upper Antelope Canyon. My zwiedzaliśmy Lower. Z zewnątrz jest to niepozorna szczelina tuż przy szosie (sam parking jest większy...), tuż za plecami jest gigantyczna elektrownia (na jednym ze zdjęć będzie widać trzy słupy dymu), ale jak już się wejdzie na dół po długich stalowych drabinach... Bajka. Te kolory i kształty... Całość powstała w wyniku erozji piaskowca poprzez tzw. powodzie błyskawiczne (flash flood) - woda nie wsiąka, tylko ucieka tam gdzie znajdzie ujście, czyli do kanionu i sieje spustoszenie. BTW, w 2011 w ten sposób zginęło 11 turystów. Drewniane drabiny się urwały i się utopili... Teraz są solidne, metalowe...
Niestety ogólne wrażenie psuje to, że całość leży na terenie indian Navajo i jest po prostu maszynką do robienia kasy. 30$ od łebka, wycieczki startują co 15 minut, tylko z przewodnikiem, który przegania ekipę przez kanion jak bydło. Cała wycieczka to raptem 45 minut. Nie można mieć statywu (tylko na specjalnych wycieczkach foto za 150$ od osoby) ani kamer. Byle szybciej. Mimo trudnych warunków oświetleniowych kilka fotek udało się strzelić.
W Page:
- szybka wizyta w Walmarcie,
- kilka fotek przed salonem Forda - nikt się tam nie bawi w osobówki, są gdzieś pochowane w kącie - główny asortyment to Fordy F, fajnie to wygląda,
- amerykański szczyt lenistwa czyli fast-food bez wysiadania z samochodu z kilkunastoma stanowiskami i kolesiem który przywozi zamówienie do samochodu na rolkach,
- praktyczne amerykańskie podejście do wiary, czyli wszystkie możliwe kościoły wzdłuż jednej ulicy...
Kolejne atrakcje to Horseshoe Bend i Navajo Bridge - most, a właściwie dwa mosty, pierwszy z 1927, drugi - mocniejszy z 1995. Na samym moście nie lada gratka, bo gromadka Kondorów Kalifornijskich. Na początku lat 90. był to gatunek zagrożony wyginięciem, na wolności żyło ich tylko osiem! (łącznie tylko 30). Tu było ich z 6 czy 7 (wg wiki na wolności żyje ich 150).
Wracając do Kanab próbowaliśmy jeszcze zwiedzić północną krawędź (North Rim) Wielkiego Kanionu - miejsce o tyle fajne, że mniej skomercjonalizowane niż południowa krawędź - podobno dociera tu tylko 10% zwiedzających kanion turystów. W linii prostej wierzchołki dzieli niewiele, ale samochodem trzeba dymać naokoło jakieś 300km. Krawędź północna jest wyżej niż południowa i dłużej trwa tam zima. Wiedzieliśmy, że oficjalnie otwierają 15. maja, ale myśleliśmy że zrobimy to 'po polsku' - a nóż-widelec jakoś się wślizgniemy. Niestety droga była faktycznie zamknięta... ;)
https://goo.gl/photos/K1tbiQvoZKyTSu6Y9
W Kanab tuż obok naszego motelu znajdował się sklep z bronią. Zwykły, niepozorny, tuż obok innych z pamiątkami, magnesami i innym chińskim badziewiem (na nie-chińskim są zawsze nalepki w stylu 'proudly made in USA'). W środku do wyboru-do koloru. Broń długa, krótka, wszystko na wyciągnięcie ręki. A naboje normalnie jak u nas czekolada na półce w markecie. Niestety nie miałem okazji dokładnie pomacać, bo raz że nam się śpieszyło, a dwa że właściciel ze znudzoną miną jak sam przyznał 'ciągle słyszy od Europejczyków, że u nich takich sklepów nie ma'. No nic, pojechaliśmy dalej. W ogóle takich sklepów jest tam sporo, często są myśliwsko-rusznikarsko-wędkarskie. Kilkukrotnie widziałem też ludzi na ulicy z bronią 'dyskretnie' schowaną za paskiem.
W okolicy miejscowości Page (kawałek od Kanab, ale znowu trzeba wjechać do Arizony co oznacza zmianę czasu - popieprzone to nieco i można się pogubić, zwłaszcza że granica na mapie biegnie poziomo...) znajdują się dwa kaniony - Lower i Upper Antelope Canyon. My zwiedzaliśmy Lower. Z zewnątrz jest to niepozorna szczelina tuż przy szosie (sam parking jest większy...), tuż za plecami jest gigantyczna elektrownia (na jednym ze zdjęć będzie widać trzy słupy dymu), ale jak już się wejdzie na dół po długich stalowych drabinach... Bajka. Te kolory i kształty... Całość powstała w wyniku erozji piaskowca poprzez tzw. powodzie błyskawiczne (flash flood) - woda nie wsiąka, tylko ucieka tam gdzie znajdzie ujście, czyli do kanionu i sieje spustoszenie. BTW, w 2011 w ten sposób zginęło 11 turystów. Drewniane drabiny się urwały i się utopili... Teraz są solidne, metalowe...
Niestety ogólne wrażenie psuje to, że całość leży na terenie indian Navajo i jest po prostu maszynką do robienia kasy. 30$ od łebka, wycieczki startują co 15 minut, tylko z przewodnikiem, który przegania ekipę przez kanion jak bydło. Cała wycieczka to raptem 45 minut. Nie można mieć statywu (tylko na specjalnych wycieczkach foto za 150$ od osoby) ani kamer. Byle szybciej. Mimo trudnych warunków oświetleniowych kilka fotek udało się strzelić.
W Page:
- szybka wizyta w Walmarcie,
- kilka fotek przed salonem Forda - nikt się tam nie bawi w osobówki, są gdzieś pochowane w kącie - główny asortyment to Fordy F, fajnie to wygląda,
- amerykański szczyt lenistwa czyli fast-food bez wysiadania z samochodu z kilkunastoma stanowiskami i kolesiem który przywozi zamówienie do samochodu na rolkach,
- praktyczne amerykańskie podejście do wiary, czyli wszystkie możliwe kościoły wzdłuż jednej ulicy...
Kolejne atrakcje to Horseshoe Bend i Navajo Bridge - most, a właściwie dwa mosty, pierwszy z 1927, drugi - mocniejszy z 1995. Na samym moście nie lada gratka, bo gromadka Kondorów Kalifornijskich. Na początku lat 90. był to gatunek zagrożony wyginięciem, na wolności żyło ich tylko osiem! (łącznie tylko 30). Tu było ich z 6 czy 7 (wg wiki na wolności żyje ich 150).
Wracając do Kanab próbowaliśmy jeszcze zwiedzić północną krawędź (North Rim) Wielkiego Kanionu - miejsce o tyle fajne, że mniej skomercjonalizowane niż południowa krawędź - podobno dociera tu tylko 10% zwiedzających kanion turystów. W linii prostej wierzchołki dzieli niewiele, ale samochodem trzeba dymać naokoło jakieś 300km. Krawędź północna jest wyżej niż południowa i dłużej trwa tam zima. Wiedzieliśmy, że oficjalnie otwierają 15. maja, ale myśleliśmy że zrobimy to 'po polsku' - a nóż-widelec jakoś się wślizgniemy. Niestety droga była faktycznie zamknięta... ;)
https://goo.gl/photos/K1tbiQvoZKyTSu6Y9
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
Godlik, o kolejnych dniach pamiętaj bo będziemy się przypominać.
Oprócz tych wszystkich pięknych widoków fajne jest to ogłoszenie o pracy
Oprócz tych wszystkich pięknych widoków fajne jest to ogłoszenie o pracy
Those who would give up essential liberty to purchase a little temporary safety deserve neither liberty nor safety.
Živela Jugoslavija!
Živela Jugoslavija!
- Godlik
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Warszawa
- Auto: GT'99 jest i zawsze będzie; OBK był, Legacy było, była Skoda, jest BMW :)
- Polubił: 18 razy
- Polubione posty: 83 razy
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
Fajnie, że ktoś to czyta. Naprawdę mi miło. Kolejny dzień to chyba największa atrakcja wyjazdu. Już szykuję zdjęcia, ale dzisiaj już nie dam rady, będzie jutro.
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
Moja elokwencja nie daje rady. Czad.
Kanionek od flash flood: CZAD!
Kanionek od flash flood: CZAD!
„Zawsze dotrzymuj słowa, nie kupuj rzeczy mielonych, bo pakują do nich również śmiecie, i nie oglądaj genitalnej pornografii, bo nabierzesz wzgardy wobec wszystkich kobiet, także wobec dam”
a
"Powaga zabija powoli"
a
"Powaga zabija powoli"
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
czytajom czytajom - i nawet oglondajom
"Pamiętaj, że wartość ma nie to, co ty mówisz, ale to jak się to odbija w mózgu słuchającego" J.Piłsudski
- maciek20186
- 1 gwiazdka
- Lokalizacja: W-wo
- Auto: Forester 02MY NA
- Polubił: 2 razy
- Polubione posty: 0
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
Super Foty.
Miło się ogląda.
Zazdraszczam takiej wycieczki.
Miło się ogląda.
Zazdraszczam takiej wycieczki.
- Godlik
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Warszawa
- Auto: GT'99 jest i zawsze będzie; OBK był, Legacy było, była Skoda, jest BMW :)
- Polubił: 18 razy
- Polubione posty: 83 razy
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
DZIEŃ 10
Paria-Canyon-Vermilion Cliffs. Tak nazywa się obszar, którego część (całość to ponad 450 km kw.) mieliśmy okazję zobaczyć. I szczęście, bo to wbrew pozorom nie jest takie proste. Najsłynniejszą częścią jest North Coyotes Buttes, czyli tzw. The Wave (wpiszcie sobie w google to zobaczycie o co chodzi). Żeby móc tam wjechać, trzeba dostać specjalne pozwolenie. Pozwolenia przyznawane są (uwaga!) na zasadzie loterii, na którą cztery miesiące wcześniej trzeba zapisać się przez Internet. Szansę ma 10 (tak, dziesięć) osób dziennie, bo taki jest limit wejść. Nam się oczywiście nie udało...
Tuż obok znajduje się South Coyotes Buttes, gdzie już nie ma loterii, ale decyduje zasada kto pierwszy, ten lepszy. Limit to 20 miejsc dziennie. Zgłoszenia przyjmowane są z 4-miesięcznym wyprzedzeniem. Więc wyglądało to tak, że 1 stycznia 2017 o godz. 17 czatowałem przed komputerem, żeby upolować 2 miejsca na kwiecień. Udało się, a ok. 17:30 miejsc na ten miesiąc już nie było.
Tym razem postanowiliśmy skorzystać z usług profesjonalistów i wykupiliśmy całodniową wycieczkę z transportem i przewodnikiem. Oprócz South Coyotes Buttes mieliśmy obejrzeć też obszar zwany White Pocket (tam już nie trzeba mieć żadnych pozwoleń).
Dzień przed zaplanowaną wycieczka odebraliśmy pozwolenie, a następnego dnia rano przyjechał po nas Ron, który okazał się bardzo sympatycznym gościem i który miał niesamowitą wiedzę na temat tego obszaru, jego historii, geologii, itd.
Do tego mieliśmy fuksa, bo nikt inny tego dnia nie wykupił tej samej wycieczki, więc byliśmy sami.
Pierwszą połowę dnia spędziliśmy w South Coyote Buttes, później nasz przewodnik wyczarował lancz w bagażniku swojego Suburbana i pojechaliśmy do White Pocket. Dużo jeżdżenia, ale też sporo łażenia.
Z perspektywy czasu stwierdzam, że to chyba najładniejsze i najbardziej niedostępne miejsce jakie widzieliśmy podczas całej wyprawy do USA. Warte było każdego wydanego dolara. I dobrze, że skorzystaliśmy z usług profesjonalistów, bo żeby tam dojechać trzeba mieć naprawdę porządną terenówkę i niezłe umiejętności, bo większość dróg to głęboki piach. Do tego dobrą orientację w terenie i jakieś urządzenie satelitarne do wzywania pomocy. Zasięgu sieci komórkowych (jak i wody) nie ma... A przypominam, że to jakieś 500km kw...
PS. Nasz przewodnik powiedział nam, że słynne 'The Wave' jest kompletnie przereklamowane (podobno to Niemcy zapewnili mu taką sławę) i to naprawdę tylko jeden niewielki kawałek gdzie powstają te piękne foty widoczne potem w necie. A tam gdzie my byliśmy (czyli część południowa), jest o wiele ciekawiej, ładniej, no i sam obszar jest większy.
https://goo.gl/photos/seB5ZH5N2zw5eKLS7
Paria-Canyon-Vermilion Cliffs. Tak nazywa się obszar, którego część (całość to ponad 450 km kw.) mieliśmy okazję zobaczyć. I szczęście, bo to wbrew pozorom nie jest takie proste. Najsłynniejszą częścią jest North Coyotes Buttes, czyli tzw. The Wave (wpiszcie sobie w google to zobaczycie o co chodzi). Żeby móc tam wjechać, trzeba dostać specjalne pozwolenie. Pozwolenia przyznawane są (uwaga!) na zasadzie loterii, na którą cztery miesiące wcześniej trzeba zapisać się przez Internet. Szansę ma 10 (tak, dziesięć) osób dziennie, bo taki jest limit wejść. Nam się oczywiście nie udało...
Tuż obok znajduje się South Coyotes Buttes, gdzie już nie ma loterii, ale decyduje zasada kto pierwszy, ten lepszy. Limit to 20 miejsc dziennie. Zgłoszenia przyjmowane są z 4-miesięcznym wyprzedzeniem. Więc wyglądało to tak, że 1 stycznia 2017 o godz. 17 czatowałem przed komputerem, żeby upolować 2 miejsca na kwiecień. Udało się, a ok. 17:30 miejsc na ten miesiąc już nie było.
Tym razem postanowiliśmy skorzystać z usług profesjonalistów i wykupiliśmy całodniową wycieczkę z transportem i przewodnikiem. Oprócz South Coyotes Buttes mieliśmy obejrzeć też obszar zwany White Pocket (tam już nie trzeba mieć żadnych pozwoleń).
Dzień przed zaplanowaną wycieczka odebraliśmy pozwolenie, a następnego dnia rano przyjechał po nas Ron, który okazał się bardzo sympatycznym gościem i który miał niesamowitą wiedzę na temat tego obszaru, jego historii, geologii, itd.
Do tego mieliśmy fuksa, bo nikt inny tego dnia nie wykupił tej samej wycieczki, więc byliśmy sami.
Pierwszą połowę dnia spędziliśmy w South Coyote Buttes, później nasz przewodnik wyczarował lancz w bagażniku swojego Suburbana i pojechaliśmy do White Pocket. Dużo jeżdżenia, ale też sporo łażenia.
Z perspektywy czasu stwierdzam, że to chyba najładniejsze i najbardziej niedostępne miejsce jakie widzieliśmy podczas całej wyprawy do USA. Warte było każdego wydanego dolara. I dobrze, że skorzystaliśmy z usług profesjonalistów, bo żeby tam dojechać trzeba mieć naprawdę porządną terenówkę i niezłe umiejętności, bo większość dróg to głęboki piach. Do tego dobrą orientację w terenie i jakieś urządzenie satelitarne do wzywania pomocy. Zasięgu sieci komórkowych (jak i wody) nie ma... A przypominam, że to jakieś 500km kw...
PS. Nasz przewodnik powiedział nam, że słynne 'The Wave' jest kompletnie przereklamowane (podobno to Niemcy zapewnili mu taką sławę) i to naprawdę tylko jeden niewielki kawałek gdzie powstają te piękne foty widoczne potem w necie. A tam gdzie my byliśmy (czyli część południowa), jest o wiele ciekawiej, ładniej, no i sam obszar jest większy.
https://goo.gl/photos/seB5ZH5N2zw5eKLS7
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
No i kurcze po raz kolejny kanion a oglada sie jak pierwszy. To musi byc (tak padnie to slowo) czad na żywo.
„Zawsze dotrzymuj słowa, nie kupuj rzeczy mielonych, bo pakują do nich również śmiecie, i nie oglądaj genitalnej pornografii, bo nabierzesz wzgardy wobec wszystkich kobiet, także wobec dam”
a
"Powaga zabija powoli"
a
"Powaga zabija powoli"
- Godlik
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Warszawa
- Auto: GT'99 jest i zawsze będzie; OBK był, Legacy było, była Skoda, jest BMW :)
- Polubił: 18 razy
- Polubione posty: 83 razy
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
DZIEŃ 11
Podróż z Kanab do Las Vegas. Czyli z 1,5 tys.mnpm, poprzez niemal 3 tys.mnpm (4 stopnie i śnieg, dużo śniegu...) do 500 mnpm i 32 stopni C. A wszystko w zaledwie kilka godzin...
Naszym założeniem było znaleźć najbardziej kiczowaty hotel w LV i chyba się udało. A samo miasto? A właściwie nawet nie miasto, bo to tylko jedna główna ulica - no cóż, ja bym dłużej niż jedną noc tam nie wytrzymał. Idealne miejsce na wieczory kawalerskie/panieńskie, wyjazdy integracyjne, itp. Czyli jedna wielka impreza. I morze alkoholu, sprzedawanego wszędzie, i który można pić też wszędzie i nikt nie robi z tego powodu żadnych problemów. Do tego wszechobecne, wielkie kasyna (ci ludzie, którzy tam siedzą do białego rana naprawdę mają obsesję na punkcie hazardu w każdej możliwej postaci). A przy okazji można wziąć ślub... Na lewo od Pizza Hut...
Główna ulica jest tak skonstruowana, że idąc nie da się nie ominąć kasyn i centrów handlowych. Wszystko po to, żeby turyści wydali jak najwięcej $$$. A jest ich tu naprawdę sporo. Zameldowani w gigantycznych hotelach, w których przy wejściu rozdają ich mapy, żeby się przypadkiem nie zgubić.
Ale muszę przyznać, że jest niezwykle czysto i spokojnie. Do tego wszechobecna muzyka - idąc główną ulicą w pewnym momencie złapałem się na tym, że muzyka 'podąża' za nami. Jak się okazało wszędzie w pięknie zadbanych trawnikach i klombach są poukrywane głośniki.
https://goo.gl/photos/mX15phqKSFUBVbZXA
Podróż z Kanab do Las Vegas. Czyli z 1,5 tys.mnpm, poprzez niemal 3 tys.mnpm (4 stopnie i śnieg, dużo śniegu...) do 500 mnpm i 32 stopni C. A wszystko w zaledwie kilka godzin...
Naszym założeniem było znaleźć najbardziej kiczowaty hotel w LV i chyba się udało. A samo miasto? A właściwie nawet nie miasto, bo to tylko jedna główna ulica - no cóż, ja bym dłużej niż jedną noc tam nie wytrzymał. Idealne miejsce na wieczory kawalerskie/panieńskie, wyjazdy integracyjne, itp. Czyli jedna wielka impreza. I morze alkoholu, sprzedawanego wszędzie, i który można pić też wszędzie i nikt nie robi z tego powodu żadnych problemów. Do tego wszechobecne, wielkie kasyna (ci ludzie, którzy tam siedzą do białego rana naprawdę mają obsesję na punkcie hazardu w każdej możliwej postaci). A przy okazji można wziąć ślub... Na lewo od Pizza Hut...
Główna ulica jest tak skonstruowana, że idąc nie da się nie ominąć kasyn i centrów handlowych. Wszystko po to, żeby turyści wydali jak najwięcej $$$. A jest ich tu naprawdę sporo. Zameldowani w gigantycznych hotelach, w których przy wejściu rozdają ich mapy, żeby się przypadkiem nie zgubić.
Ale muszę przyznać, że jest niezwykle czysto i spokojnie. Do tego wszechobecna muzyka - idąc główną ulicą w pewnym momencie złapałem się na tym, że muzyka 'podąża' za nami. Jak się okazało wszędzie w pięknie zadbanych trawnikach i klombach są poukrywane głośniki.
https://goo.gl/photos/mX15phqKSFUBVbZXA
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
No to była zniana klimatu i klymatu
„Zawsze dotrzymuj słowa, nie kupuj rzeczy mielonych, bo pakują do nich również śmiecie, i nie oglądaj genitalnej pornografii, bo nabierzesz wzgardy wobec wszystkich kobiet, także wobec dam”
a
"Powaga zabija powoli"
a
"Powaga zabija powoli"
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
Jest klimat
Those who would give up essential liberty to purchase a little temporary safety deserve neither liberty nor safety.
Živela Jugoslavija!
Živela Jugoslavija!
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
a mnie najbardziej podnieciły te z dnia 9. oczywiście, nie o karabinach piszę.FUX pisze:Cukiereczki, foty fajniejsze od filmów kinowych.
-
Konto usunięte
- 6 gwiazdek
- Polubił: 82 razy
- Polubione posty: 6 razy
- Godlik
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Warszawa
- Auto: GT'99 jest i zawsze będzie; OBK był, Legacy było, była Skoda, jest BMW :)
- Polubił: 18 razy
- Polubione posty: 83 razy
Re: Once Upon a Time in the Wild Wild West
OK, jedziemy dalej
Dzień 12
Wjeżdżamy z powrotem do Kaliforni i kierujemy się do Doliny Śmierci. Pierwszy przystanek na Death Valley Junction jest tak niesamowity, że do dzisiaj nie mogę uwierzyć. Posłużę się tu cytatem mojej żony z naszej strony na FB:
"Amargosa Opera House, to chyba jedno z bardziej odjechanych miejsc, jakie widzieliśmy. Na kompletnym pustkowiu, niedaleko Doliny Śmierci w Death Valley Junction, gwiazda Broadwayu lat 60-tych zamarzyła o własnej scenie operowej. Zostawiła Nowy Jork i w opuszczonych budynkach po dawnej społeczności pracującej w kopalniach otworzyła Teatr. Ponieważ liczba mieszkańców w tym czasie wynosiła 10 (dziś 6), nie miała za bardzo dla kogo występować... Namalowała wiec własnoręcznie na ścianach murale przedstawiające widownię i przez kolejne lata sama przygotowywała pełne spektakle z próbami, muzyką, scenografią i kostiumami dla nieistniejącej publiczności...
Pewnego dnia podczas spektaklu przy pustej scenie została odkryta przez dziennikarza National Geographic, dzięki któremu zyskała ponownie światowy rozgłos.
Zmarła w styczniu tego roku w wieku 92 lat.
Ważne są marzenia, nie widownia."
A samo miejsce jest tu, pośrodku niczego...
https://goo.gl/maps/9MzEeoThrcE2
Kolejne przystanki to: Dante's View, Devils Golf Course no i Badwater...
Badwater to najgorętsze miejsce nie tylko w Ameryce. W 1913 r. padł tu rekord temperatury +57,7 stopni Celsjusza i obowiązuje do dziś. Średnie temperatury w lecie to 46 stopni. Termometr w naszym samochodzie zanotował +44 stopnie (dzień wcześniej w Utah było +6...). Badwater to pozostałości słonego jeziora w Dolinie Śmierci, a parująca cały czas sól krystalizuje się na powierzchni tworząc rozległe białe przestrzenie albo fantazyjne kształty, jak w obszarze zwanym Devils Golf Course. Badwater to też najniżej położone miejsce w Ameryce północnej - znajduje się 85,5 m poniżej poziomu morza!
Ale o Badwater dowiedzieliśmy się po raz pierwszy czytając biografie Scotta Jurka, ultramaratończyka. Jest to bowiem miejsce najbardziej morderczego z ultramaratonów, 'Badwater 135' (mil). 217 km biegu zaczynającego się właśnie w dolinie na poziomie -85,5 i kończącego na znajdującym się w zasadzie tuż obok, bo 135 km w linii prostej, szczycie Mt. Whitney o wysokości ok 2500 m. Biegają co roku w lipcu...
Jest niewyobrażalnie gorąco...
Wieczorem dojeżdżamy do Bishop. Spotykamy ludzi wybierających się na deski/narty...
https://goo.gl/photos/BUsZiKnY8cuzEvBv7
Dzień 12
Wjeżdżamy z powrotem do Kaliforni i kierujemy się do Doliny Śmierci. Pierwszy przystanek na Death Valley Junction jest tak niesamowity, że do dzisiaj nie mogę uwierzyć. Posłużę się tu cytatem mojej żony z naszej strony na FB:
"Amargosa Opera House, to chyba jedno z bardziej odjechanych miejsc, jakie widzieliśmy. Na kompletnym pustkowiu, niedaleko Doliny Śmierci w Death Valley Junction, gwiazda Broadwayu lat 60-tych zamarzyła o własnej scenie operowej. Zostawiła Nowy Jork i w opuszczonych budynkach po dawnej społeczności pracującej w kopalniach otworzyła Teatr. Ponieważ liczba mieszkańców w tym czasie wynosiła 10 (dziś 6), nie miała za bardzo dla kogo występować... Namalowała wiec własnoręcznie na ścianach murale przedstawiające widownię i przez kolejne lata sama przygotowywała pełne spektakle z próbami, muzyką, scenografią i kostiumami dla nieistniejącej publiczności...
Pewnego dnia podczas spektaklu przy pustej scenie została odkryta przez dziennikarza National Geographic, dzięki któremu zyskała ponownie światowy rozgłos.
Zmarła w styczniu tego roku w wieku 92 lat.
Ważne są marzenia, nie widownia."
A samo miejsce jest tu, pośrodku niczego...
https://goo.gl/maps/9MzEeoThrcE2
Kolejne przystanki to: Dante's View, Devils Golf Course no i Badwater...
Badwater to najgorętsze miejsce nie tylko w Ameryce. W 1913 r. padł tu rekord temperatury +57,7 stopni Celsjusza i obowiązuje do dziś. Średnie temperatury w lecie to 46 stopni. Termometr w naszym samochodzie zanotował +44 stopnie (dzień wcześniej w Utah było +6...). Badwater to pozostałości słonego jeziora w Dolinie Śmierci, a parująca cały czas sól krystalizuje się na powierzchni tworząc rozległe białe przestrzenie albo fantazyjne kształty, jak w obszarze zwanym Devils Golf Course. Badwater to też najniżej położone miejsce w Ameryce północnej - znajduje się 85,5 m poniżej poziomu morza!
Ale o Badwater dowiedzieliśmy się po raz pierwszy czytając biografie Scotta Jurka, ultramaratończyka. Jest to bowiem miejsce najbardziej morderczego z ultramaratonów, 'Badwater 135' (mil). 217 km biegu zaczynającego się właśnie w dolinie na poziomie -85,5 i kończącego na znajdującym się w zasadzie tuż obok, bo 135 km w linii prostej, szczycie Mt. Whitney o wysokości ok 2500 m. Biegają co roku w lipcu...
Jest niewyobrażalnie gorąco...
Wieczorem dojeżdżamy do Bishop. Spotykamy ludzi wybierających się na deski/narty...
https://goo.gl/photos/BUsZiKnY8cuzEvBv7
-
Konto usunięte
- 6 gwiazdek
- Polubił: 82 razy
- Polubione posty: 6 razy